Translate

sobota, 28 grudnia 2013

Huśtaweczka

Pamiętacie moje pierwsze urodziny? Były już tak dawno a jednak dostałam jeszcze jeden prezencik urodzinowy (coś ostatnio dużo o prezencikach, prawda? cóż, Tatuś mówi, że dobrze być jednorocznym dzieckiem ...). Okazało się, że stateczek z tym prezencikiem płynął bardzo wolno. A może pomylił drogę i popłynął najpierw w drugą stronę, a potem zawrócił? Nie wiem, ale ważne, że w końcu dopłynął, bo przywiózł mi huśtaweczkę! Taką prawdziwą, jaka jest w parku, tylko ta moja jest w domku i najpierw trzeba było ją złożyć. Bo była rozłożona.


Od razu zabrałam się do składania. Tatuś mi też pomagał, a nawet stwierdził, że to on powinien kierować pracami składania huśtaweczki, bo ja mam za mało doświadczenia i mogę być co najwyżej niewykwalifikowaną siłą roboczą. Ja niewykwalifikowaną roboczą?!? Akurat, ciekawe ile Tatuś złożył wcześniej takich huśtaweczek? Na pewno nie więcej niż ja!
Ale przy skomplikowanym procesie składania ważna jest współpraca, więc nic nie powiedziałam tylko umiejętnie zaczęłam kierować pracą podsuwając Tatusiowi kolejne elementy.


Tak dobrze mi szło, że Tatuś wcale nie zauważył, że to ja byłam szefem! Założę się, że jak go spytacie to powie, że to on złożył całą huśtaweczkę! Hi, hi ...
W trakcie pracy musiałam też często przeprowadzać kontrole jakości. Bo jakość wykonania huśtaweczki jest bardzo ważna, zwłaszcza jak się ją robi dla siebie:


A po złożeniu czekało mnie jeszcze jedno zadanie - przetestowanie nowej huśtaweczki! Muszę przyznać, że to zadanie było najfajniejsze! tutaj widzicie test na wytrzymałość statyczną:


A tutaj test na wytrzymałość dynamiczną:


Teraz testuję ją codziennie kilka razy! Bardzo mi się podoba!

P.S. Podobno niektóre ważne firmy wieszają zdjęcia swoich zasłużonych szefów. Uważam, że jest to świetny pomysł i postanowiłam go wprowadzić w życie w naszym domku:


I teraz już nie ma wątpliwości, kto jest szefem, bo Tatusia zdjęcia jakoś tu nie widzę ...

Ogromne mnóstwo prezentów!

Wiecie co? Okazało się, że w Wigilię ja dostałam tylko niektóre prezenciki, a później dostałam ich jeszcze całe mnóstwo! Tak bardzo dużo, że już sama nie pamiętam co ta było ... Pamiętam, że było dużo książeczek (bo ja lubię książeczki!)


O dostałam taką fajną bluzę, w której mogłam schować swoją główkę, tak, żeby nikt mnie nie zobaczył! Ta bluza jest taka cieplutka, że cały czas później w niej chodziłam:


Takie mnóstwo prezencików jest bardzo fajne, ale nie wiem dlaczego wszyscy okręcają te prezenciki w papierki. Co prawda tymi papierkami też można się bawić, ale jak prezencików jest dużo to i papierków jest dużo (a może jeszcze więcej!) i później trzeba je sprzątać. A nie jest to łatwe ... Wiem, co mówię, zgadnijcie, kto musiał je u na sprzątać?


Na pewno dobrze zgadliście: Tatuś! Ale ja mu pomagałam, pokazywałam który papierek może zabrać, a którym chciałabym jeszcze się pobawić.

Wigilia

Witajcie! Niedawno była Wigilia, czyli taka noc, którą świętujemy przed Bożym Narodzeniem. Nie wiem, dlaczego świętujemy przed Bożym Narodzeniem a nie w trakcie (może żeby nie przeszkadzać w narodzeniu?), ale bardzo mi się to podobało. Pojechaliśmy do Babci ładnie ubrani, a najbardziej ładna byłam ja:


Przy stole oczywiście ja siedziałam na honorowym miejscu, tak żebym wszystko mogła dobrze widzieć. To ważne, bo czasami musiałam pokazać paluszkiem na to, na co akurat miałam ochotę, bo Mamusia nie zawsze to wiedziała.


Trochę mi się nudziło, więc Babcia zaczęła mi opowiadać śmieszne historyjki.


A potem okazało się, że przyszedł Mikołaj i zostawił dla mnie prezenty! Tylko dla mnie, naprawdę! Chyba tylko ja byłam grzeczna. Ciekawe co Mamusia z Tatusiem nabroili, że nie zasłużyli na prezenty? Może to, że dają mi jeść to, czego akurat nie chcę? Tak, to na pewno o to chodziło ...
Ja swoje prezenty musiałam bardzo dokładnie obejrzeć, bo jakbym później powiedziała, że coś mi się nie podobało, to byłoby już za późno a tak może Mikołaj mógłby jeszcze taki zły prezent zamienić.



Na szczęście wszystko mi się podobało! Całe szczęście, bo ten Mikołaj już dawno sobie poszedł, jeszcze zanim my przyjechaliśmy, i byłoby bardzo trudno go znaleźć. Chyba musiałabym czekać do następnych Świąt!
Po tej Wigilii byłam tak zmęczona, że zasnęłam w samochodziku, a nieczęsto mi się to zdarza!
 

P.S. Okazało się, że Mamusia i Tatuś też dostali prezenty, tylko Mikołaj nie przywiózł ich do Babci. Pewnie mu się nie chciało, całe szczęście, że moje dowiózł!

sobota, 21 grudnia 2013

Sesja zdjęciowa

Niedawno pojechaliśmy z Mamusią i Tatusiem na sesję zdjęciową. Taką prawdziwą, na której przyszłe modelki (czyli ja!) mogą pokazać swój talent. Sesja zdjęciowa tym różni się od zwykłego robienia zdjęć przez Tatusia, że Pani Fotograf mówi jak usiąść, kiedy się uśmiechnąć i gdzie patrzeć. To wydaje się łatwe, ale nie jest, naprawdę! Czasami miałam ochotę zamyślić się i popatrzeć w przestrzeń, ale nie mogłam bo musiałam się uśmiechać ...
Ale ja bardzo profesjonalnie podchodzę do bycia modelką i wszystkie zamyślenia odłożyłam na później i wyglądałam najśliczniej jak tylko potrafię (czyli bardzo ślicznie!). Zresztą, sami oceńcie:

Tutaj siedzę z kulkami, takimi, jakie się wiesza na choince:


Tutaj patrzę przed siebie (ale ciągle z uśmiechem, bez zamyślenia!):



Tutaj jadę na saneczkach! Tak naprawdę to nie jechałam, tylko siedziałam a saneczki stały, ale wyszło tak fajnie, jakbym jechała:


Tutaj oglądam wspaniałe prezenty:


Tak naprawdę to nie były prezenty, tylko puste pudełeczka. Cóż, życie modelki może być pełne rozczarowań ...

A tutaj ładnie się uśmiecham do wszystkich, którzy to oglądają:




Na następnych zdjęciach możecie zobaczyć jak szybciutko można się zmienić z zamyślenia (ale to nie było prawdziwe zamyślenie, tylko takie, o które poprosiła Pani Fotograf) do zadowolenia:



Prawda, że świetnie mi to wyszło?

A teraz od całej naszej Rodzinki dla wszystkich, którzy mnie czytają:


Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!

 

Choinka

Wiecie, że mamy już zimę? Taka prawdziwą, która ma śnieg (ten biały na podwóreczku) i jest bardzo zimno! Jest tak zimno, że trzeba nakładać bardzo grube buciki, żeby nóżki nie zmarzły. Tutaj możecie zobaczyć zimowe buciki całej naszej rodzinki (moje to te w środeczku):


I trzeba nakładać czapeczkę, bo czasami tak strasznie wieje wiaterek, że włoski robią się całe zakręcone i potem trzeba je prostować. Czyli czesać (ja już umiem się czesać!). Ja tak niedawno miałam:


I potem musiałam znaleźć jakieś miejsce, w którym mogłabym się porządnie ogrzać, najlepiej w gorącej wodzie. Nawet znalazłam takie miejsce, ale Mamusia powiedziała, że nie będę mogła z niego skorzystać:


Ale najfajniejsze w zimie jest to, że będą Święta! Święta to takie coś, że się nie idzie do pracy (to Rodzice) ani do przedszkola (to ja!). Czyli Święta są bardzo podobne do urlopu, tylko w domku pojawia się drzewko, które nazywa się Choinka. To jest prawdziwe drzewko, naprawdę! Sama go dotykałam. A to jest nasza Choinka:


Prawda, że ładna? Mamusia i Tatuś pozawieszali to kolorowe ozdóbki a ja im pomagałam, to znaczy pilnowałam, że równo wieszali. Myślę, że udało mi się ich dobrze przypilnować!

niedziela, 8 grudnia 2013

Poznałam Świętego Mikołaja!

Witam z powrotem! wiem, że długo nie pisałam, ale miałam trochę problemów z moim zdrówkiem. Najpierw miałam bardzo dużą temperaturkę. To znaczy byłam bardzo gorąca i Mamusia z Tatusiem się strasznie o mnie martwili. Ale ja im mówiłam, żeby się nie martwili, bo wszystko będzie dobrze. Nawet w nocy kilka razy im przypominałam, żeby sobie spokojnie spali. Jak mnie nie słyszeli to musiałam trochę głośniej krzyknąć, ale na pewno byli zadowoleni, że ich uspakajałam. A potem miałam problem z ... hmm, jakby tu delikatnie wytłumaczyć nie używając słów, którym nie wypada używać damie ...powiem tak: pieluszka musiała być zmieniana częściej a pupcia myta dokładniej niż zazwyczaj. Myślę, że to wystarczy ...

A wracając do spraw najnowszych - wiecie co mi się ostatnio przydarzyło?!? Spotkałam pana, który się nazywał Święty Mikołaj! Najpierw nie wiedziałam dlaczego on jest święty, bo wyglądał normalnie tyle, że był nieogolony. Ale Tatuś też często jest nieogolony a nigdy nie słyszałam, żeby Mamusia nazywała go świętym. Aha, ten pan miał też czerwone ubranko, ale to chyba też nic nie znaczy, bo ja też czasem noszę czerwone ubranko! Ale później się okazało, że ten pan rozdaje prezenty! Naprawdę, ja też dostałam! Tylko najpierw Tatuś posadził mnie na jego kolanach ... naprawdę nie wiem po co to było potrzebne, ja bym wolała prezent bez siadania na obcych kolanach! Trochę się go bałam, ale ja wiem, że nie można okazać strachu i odważnie popatrzyłam mu prosto w oczy! Trzymając Tatusia za rękę ...


A później złapałam prezent i uciekłam! Prezent mi się podobał - to była bardzo skomplikowana zabaweczka do kąpieli. Nawet Tatuś mi musiał później w domku wytłumaczyć co ta zabaweczka robi:


Ale to było później. Bo tam, gdzie był Święty Mikołaj było jeszcze dużo innych fajnych rzeczy do robienia, na przykład z złożyłam sobie małą choineczkę. O, tu pokazuję Mamusi jak ją trzeba złożyć:


Były tam też pieski, które mi się podobały, a jeden to był nawet większy ode mnie! Ale mu pokazałam, że wcale się go nie boję. Tylko najpierw stanęłam z drugiej strony stołu ...


I mogłam tam zjeść prawdziwą pizzę, a nie jakąś kaszkę! Oczywiście nie całą, tylko Mamusia dała mi ugryźć kawałeczek. Ale tak mi posmakowała, że potem ugryzłam jeszcze kawałeczek!


Bardzo mi się tam podobało (poza siadaniem na kolanach) i mam nadzieję, że jeszcze tam kiedyś pojedziemy. Nie wiem tylko czy to było daleko, bo zasnęłam po drodze. Pa, pa!

niedziela, 24 listopada 2013

Dzwonię do Babci!

Często rozmawiam z moją Babcią przez telefonink. Z tą, która do nas czasami przychodzi, bo z tą drugą, która nie przychodzi, rozmawiam przez ramkę. To znaczy Babcia jest w ramce (razem z Dziadkiem, oczywiście!) i ja słyszę co do mnie mówi. Ta ramka to chyba taki dziwny telefonik ... I ja jeszcze nie wiem jak się dzwoni. Ale umiem już zadzwonić telefonikiem! Trzeba poprzyciskać różne guziczki, one zrobią "pi, pi, pi ..." a potem już można słyszeć Babcię:


Ale żeby lepiej słyszeć trzeba przyłożyć telefonik do uszka, o tak:


Tylko zauważyłam, że jak Babcia coś mówi, to nie wolno wtedy naciskać więcej guziczków, bo przestaje mówić. Na początku myślałam, że może Babcia nie lubi jak naciskam i przestaje mówić ale się okazało, że to telefonik tego nie lubi. Chyba nie umie robić dwóch rzeczy na raz, mówić Babcią i robić "pi, pi, pi ...".
Myślicie pewnie, że tylko tak się chwalę, że umiem dzwonić telefonikiem? Wcale nie! Ja umiem robić dużo skomplikowanych rzeczy związanych z urządzeniami elektrycznymi, na przykład umiem gasić światełko przed pójściem spać (a to jest bardzo trudne, bo trzeba wiedzieć gdzie nacisnąć paluszkiem):


Umiem już również myć swoje ząbki taką specjalną szczoteczka, która robi "brrrrrrrr":

Urodzinowa Impreza!

Niedawno miałam wspaniałą imprezkę, na którą przyszło dużo gości. Imprezka była dlatego, że skończyłam już jeden roczek i trzeba to było uczcić, a najlepiej można to uczcić jak się zaprosi przyjaciół, prawda? Była Gabrysia z Sebastiankiem i Arjun. Szkoda tylko, że Joasia nie mogła przyjść, ale ona mieszka za daleko i nie zdążyłaby wrócić do domku przed pójściem spać.

Najpierw Mamusia z Tatusiem przystroili nasz domek, żeby od razy widać było, że dzieje się coś ważnego:



Bardzo fajnie bawiłam się z Gabrysią, pokazałam jej moje książeczki a ona próbowała je czytać. Chyba jej się spodobały!


A Arjunowi pozwoliłam pojeździć moim samochodzikiem:
 

Wszystkim też podobały się moje układanki na podłogę, które można złożyć albo rozłożyć:


A potem Mamusi postawiła na stoliku mój pierwszy tort urodzinowy! Z Kubusiem Puchatkiem! Na nim było napisane, że jest dla Julci (czyli dla mnie!) i że właśnie skończyłam jeden roczek. Tak powiedziała Mamusia, bo ja jeszcze nie umiem czytać. Ale Kubuś bardzo mi się spodobał:

 

Wiecie, że tą świeczkę, która stoi na torcie to trzeba było zdmuchnąć? Ciekawe po co była zapalona?!? Ale okazało się, że to ja mam ja zdmuchnąć, więc miałam sporo pracy i zabawy (na szczęście Mamusia mi pomogła)!


Później przyszedł czas na obowiązki, czyli czytanie karteczek urodzinowych i otwieranie prezentów. Muszę przyznać, że były to bardzo miłe obowiązki! Na pewno milsze niż chodzenie spać ... Czytanie było trudne (jak już wspomniałam, jeszcze nie umiem czytać), ale jakoś sobie poradziłam, naprawdę! Dobrze, że były tam też obrazki, ale i tak musiałam się bardzo skupić ...


Z prezentami było dużo łatwiej! Dostałam wspaniałe książeczki, ubranka, klocuszki ... oj, dużo tego było!


Oj, to był wyczerpujący wieczór ... Ale już nie mogę doczekać się moich kolejnych pierwszych urodzin! Aha, a później wieczorem okazało się, że dostałam jeszcze jeden prezent, od Cioci Bożenki i wujka Sławka i Maciusia i Tomusia. Rowerek!


Super, prawda?!?

P.S. Okazało się, że to były moje jedyne pierwsze urodziny. Kolejne już nie będą pierwsze tylko drugie. Trochę szkoda, prawda?

czwartek, 14 listopada 2013

Moje pierwsze urodziny!

Jestem już duża! Hura! Mamusia powiedziała, że od dzisiaj mój wiek można liczyć tak, jak dorosłym, czyli w latach. A to dlatego, że właśnie dzisiaj skończyłam jeden roczek! Czuję się już taka dorosła, jak Mamusia!
Jak się ma urodziny, to się dostaje dużo prezentów. Ja o tym nie wiedziałam, ale na szczęście Rodzice wcale nie ukrywali tego przede mną, tylko od samego rana dawali mi prezenty. To były prezenty nie tylko od nich, ale i od Babci i od Dziadka i od Babci. Bo ja mam dwie Babcie, pamiętacie? Dostałam nie tylko prezenty, ale i bardzo dużo życzeń, za które wszystkim serdecznie dziękuję!
Najpierw dostałam super samochód, taki duży, na którym można jeździć (tylko Tatuś musi mnie pchać) i który burczy i trąbi:


Ten samochód był od Babci i dostałam go już wcześniej, chyba dlatego, że już kilka dni temu wyglądałam tak, jakbym już miała cały roczek!
A dzisiaj rano dostałam śliczną poszewkę na poduszeczkę od Babci i Dziadka. Myślę, że bardzo trudno ją było kupić, bo ja na niej jestem (z tygryskiem) i tak ładnie wyglądam, że na pewno wszyscy, którzy ją zobaczyli chcieli ją sobie kupić:


A podobno idzie jeszcze jeden duży prezent! Ciekawe dlaczego jeszcze nie doszedł? Myślę, że to dlatego, że ma małe nóżki i mu ciężko iść. Ja wiem, że to nie takie proste, bo sama jeszcze muszę się trzymać za rączkę, bo inaczej mogę upaść.
A potem od Mamusi i Tatusia dostałam bębenki! Najpierw musiałam obejrzeć pudełeczko, bo tam był chłopczyk, który grał i ja mogłam się od niego dużo nauczyć:


A potem już mogłam grać! Zaczęłam ostrożnie, na luzie. Próbowałam wyczuć jak te bębenki reagują i to chyba Tatuś był bardziej przejęty ode mnie ...


A potem już dałam czadu:

 
 
Ciekawe kto się lepiej bawił, ja czy Tatuś? Ale końcówka była moja!
 

Ale wiecie co ... mieć jeden roczek to nie tylko zabawa, ale i odpowiedzialność! Na przykład trzeba już samemu jeść, bo to nie wypada, żeby Mamusia mnie w tym wieku karmiła, prawda? Dlatego chwyciłam za łyżeczkę, poprosiłam o miseczkę z jedzonkiem i zabrałam się za jedzenie:


Nie będę pokazywać jak pokój wyglądał gdy skończyłam, bo ... hmm ... Tatuś szybko posprzątał i nie ma o czym mówić!
Te moje pierwsze urodziny to był wspaniały dzień!!!

PS. A Mamusia i Tatuś powiedzieli, że równo rok temu był ich najwspanialszy dzień w życiu. Ciekawe dlaczego? Może oni wtedy mieli swoje pierwsze urodziny?!?