Witam z powrotem! wiem, że długo nie pisałam, ale miałam trochę problemów z moim zdrówkiem. Najpierw miałam bardzo dużą temperaturkę. To znaczy byłam bardzo gorąca i Mamusia z Tatusiem się strasznie o mnie martwili. Ale ja im mówiłam, żeby się nie martwili, bo wszystko będzie dobrze. Nawet w nocy kilka razy im przypominałam, żeby sobie spokojnie spali. Jak mnie nie słyszeli to musiałam trochę głośniej krzyknąć, ale na pewno byli zadowoleni, że ich uspakajałam. A potem miałam problem z ... hmm, jakby tu delikatnie wytłumaczyć nie używając słów, którym nie wypada używać damie ...powiem tak: pieluszka musiała być zmieniana częściej a pupcia myta dokładniej niż zazwyczaj. Myślę, że to wystarczy ...
A wracając do spraw najnowszych - wiecie co mi się ostatnio przydarzyło?!? Spotkałam pana, który się nazywał Święty Mikołaj! Najpierw nie wiedziałam dlaczego on jest święty, bo wyglądał normalnie tyle, że był nieogolony. Ale Tatuś też często jest nieogolony a nigdy nie słyszałam, żeby Mamusia nazywała go świętym. Aha, ten pan miał też czerwone ubranko, ale to chyba też nic nie znaczy, bo ja też czasem noszę czerwone ubranko! Ale później się okazało, że ten pan rozdaje prezenty! Naprawdę, ja też dostałam! Tylko najpierw Tatuś posadził mnie na jego kolanach ... naprawdę nie wiem po co to było potrzebne, ja bym wolała prezent bez siadania na obcych kolanach! Trochę się go bałam, ale ja wiem, że nie można okazać strachu i odważnie popatrzyłam mu prosto w oczy! Trzymając Tatusia za rękę ...
A później złapałam prezent i uciekłam! Prezent mi się podobał - to była bardzo skomplikowana zabaweczka do kąpieli. Nawet Tatuś mi musiał później w domku wytłumaczyć co ta zabaweczka robi:
Ale to było później. Bo tam, gdzie był Święty Mikołaj było jeszcze dużo innych fajnych rzeczy do robienia, na przykład z złożyłam sobie małą choineczkę. O, tu pokazuję Mamusi jak ją trzeba złożyć:
Były tam też pieski, które mi się podobały, a jeden to był nawet większy ode mnie! Ale mu pokazałam, że wcale się go nie boję. Tylko najpierw stanęłam z drugiej strony stołu ...
I mogłam tam zjeść prawdziwą pizzę, a nie jakąś kaszkę! Oczywiście nie całą, tylko Mamusia dała mi ugryźć kawałeczek. Ale tak mi posmakowała, że potem ugryzłam jeszcze kawałeczek!
Bardzo mi się tam podobało (poza siadaniem na kolanach) i mam nadzieję, że jeszcze tam kiedyś pojedziemy. Nie wiem tylko czy to było daleko, bo zasnęłam po drodze. Pa, pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz